Kiedy oddzielnie znaczy blisko
W bliskim związku ścierają się zawsze dwie tendencje: pragnienie autonomii oraz bliskość i pragnienie bycia razem. Dla wielu osób utrzymanie w równowadze tych dwóch sprzecznych tendencji, jest kłopotliwe. Z jednej strony to zupełnie naturalne, że chcemy mieć swój czas wolny, swoich znajomych, swoje przyjemności czy pasje, bo to buduje tożsamość jednostki. Z drugiej strony odczuwamy pragnienie bycia z innym, towarzyszenia komuś, dzielenia się swoim życiem. To na styku tych dwóch pragnień objawia się często istota relacyjności osób tworzących związek. Jeśli jest to równowaga, zapewne parę tworzą dojrzałe i szczęśliwe ze sobą osoby. Zwykle przebiega to jednak inaczej.
Od oczarowania do rozczarowania
Zaczyna się, jak to zwykle w związku, od zakochania, które niejednokrotnie przypomina zlanie się dwóch osób w jedno. Platoński mit o stworzeniu człowieka przez chwilę urzeczywistnia się w historii każdej zakochanej pary. Ale ponieważ życie weryfikuje miłosne uniesienia i historia każdej pary wiedzie od oczarowania do rozczarowania, partnerzy z czasem zaczynają dostrzegać, że nie otrzymują od drugiej strony tego, na czym im tak zależy. Wówczas zaczynają się domagać tego, co było ich udziałem na początku relacji, przynajmniej w sposób wyobrażony. Bo przecież najczęściej ludzie widzą w swojej drugiej połowie zwykle to, co chcieliby dostać, a nie tę realną osobę z jej ograniczeniami i uwarunkowaniami.
Tęsknota za powrotem do raju
Reakcją na zawiedzione nadzieje jest zwykle wycofanie, które przybiera różną postać. Może to być ucieczka w pracę czy czasochłonne hobby, co powoduje, że w parze znika wspólna przestrzeń i czas, co jest niezbędne niczym tlen do normalnego funkcjonowania. U kobiet – może dotyczyć to koncentracji na dzieciach. Wówczas związek tworzą dwie, coraz bardziej oddalające się od siebie osoby. Skoro ich światy zewnętrzne (inna praca, inne pasje, inny wolny czas) coraz mniej się przenikają, nie ma więc co się dziwić, że i światy wewnętrzne nie będą się przenikać. Znika wewnętrzna spójność i wspólnota w związku. Dryfuje on w kierunku rozstania albo przedsiębiorstwa zarządzającego dziećmi i wspólnym majątkiem.
Pod spodem tej nierównowagi jest jednak głęboka tęsknota za emocjonalnym zlaniem osób tworzących związek. Najlepiej, aby było jak na początku – wszystko wspólne: zakupy razem, znajomi razem, film czy książka – razem. Niektóre związki tak funkcjonują stale i wbrew pozorom ten wariant funkcjonowania nie jest wcale tak rzadki. Zdarza się może częściej w postaci zależności (zawieszenia) jednej osoby w parze na drugiej, ale fakt, że ta druga – mimo niechęci do takiego funkcjonowania – jednak to znosi, oznacza, że jest również zanurzona w taką formę relacji.
To zlanie się w związku jest nieustannym pragnieniem, aby dwoje stało się jednym. Przypomina to ciągłe rozpamiętywanie okresu romantycznego pary, kiedy zakochani przeżywają swoja bliskość jako jedność i wydają się sobie wspomnianymi dwiema połówkami platońskiego ideału człowieka. Kiedy się odnalazły, przylegają do siebie z niezwykłą mocą i przekonaniem, że nic już ich nie rozdzieli. W głębi tych postaw stoją za tym niezaspokojone w dzieciństwie potrzeby bezpieczeństwa i akceptacji, które choć na chwilę mogą być ukojone w iluzji jedności. Stąd też jest siła konfliktów w związku, bo każde nieukojenie będzie domagać się dostrzeżenia i troski partnera.
Różni i bliscy
Czy można być ze sobą blisko i jednocześnie zachować w satysfakcjonujący sposób swoją odrębność, aby nie czuć się ani zawłaszczonym przez partnera, ani oderwanym od niego? Amerykański terapeuta par, David Snarch uważa, że jest to wtedy możliwe, kiedy partnerzy są dobrze zróżnicowani. Za zróżnicowanie uznaje on zdolność do bycia sobą, gdy jesteś uczuciowo/ i lub fizycznie blisko z innymi, zwłaszcza wtedy, gdy stają się oni dla ciebie coraz ważniejsi.
Osoby dobrze zróżnicowane potrafią z jednej strony dostosować się do bycia z innymi przy zachowaniu swojej odrębności, co oznacza, że potrafią nawiązywać kontakt, z osobami z którymi się nie zgadzają, być wiernym własnemu „ja” i nie unikać konfrontacji czy konfliktu.
Osoby zróżnicowane potrafią być samotne, ale cenią sobie relacje. Nie są indywidualistami, potrafią dbać o związki, które tworzą. Ich priorytetem nie jest niezależność i autonomia, choć potrafią je utrzymać, a wrażliwość na innych, co skutkuje braniem pod uwagę potrzeb partnera. Bycie sobą i bycie razem przebiega w procesie nieustannej równowagi.
Zróżnicowana tożsamość jest trwała, ale przenikalna dla drugiej strony. Dzięki temu osoba dobrze zróżnicowana nie ulegnie presji partnera i postawi mu granice, a jednocześnie pokaże czytelnie swoje priorytety i wpuści go do swojego świata na tyle, na ile jest to możliwe. To stawianie swojego interesu na równi z interesem związku, jest gestem wzajemności, który daje poczucie ważności dla drugiej strony. Partnerzy dobrze zróżnicowani mają świadomość, że budując związek, budują siebie. Bo ich siła płynie nie tylko z niezależności i autonomii, ale też z bycia razem.
W jaki sposób osiągnąć opisane zróżnicowanie? Nie ma jednej odpowiedzi. Niekiedy pary pracują na to przez cały czas trwania związku. Odpowiedź nie dotyczy zmian, których ma dokonać partner, tylko zmian, których mam dokonać ja sam. To dzięki nim: pozbyciu się iluzji, że partner zaspokoi moje deficyty, odpowiedzialności za siebie i swój rozwój oraz umiejętności rozpoznawania i wyrażania potrzeb mogę budować swoją dojrzałą i zróżnicowaną od drugiego tożsamość. A dzięki temu być bliżej partnera, choć na swój własny, wyrażający mnie sposób.
Jarosław Żukowski
fot. taringa.net
Dodaj komentarz