Gdy miłość to za mało
Na historię małżeństwa Lois i Williama Wilsonów można patrzeć dwojako. W końcu to dzięki nim wszystko się zaczęło: powstał ogromny ruch AA, dzięki którym tysiące alkoholików miało i ma szansę wyrwać się z nałogu. Mamy więc opowieść biograficzną, coś w rodzaju założycielskiego mitu przeniesionego na ekran: moment ślubu, karierę Billa na giełdzie okupioną coraz większym uzależnieniem, utratę nadziei na rodzicielstwo. W końcu następuje kompletne bankructwo Wilsonów, materialne i emocjonalne. Bill stacza się w kolejne deliria, Lois trwa przy nim związana wspomnieniem dawnej miłości zmieszanej z pustką i bezsilnością.
Z tego dna Bill podnosi się jedynie w sobie wiadomy sposób. Lepiej chyba powiedzieć: z tego dna Billa podnosi Bóg w jedynie sobie świadomy sposób, o czym wielokrotnie i na różne sposoby będzie przez resztę życia świadczył. Podnosi tego, który w żaden sposób nie dawał Mu wiary w ocalenie. W szpitalu, powalony chorobą i zatruciem po kolejnym ciągu wykrzykuje: Jeśli jest tam jakiś Bóg, niech mi się ukaże! Zrobię wszystko, wszystko! Przeżywa doświadczenie oślepiającego światła, niczym Paweł w drodze do Damaszku. Pragnienie picia ustępuje w niewytłumaczalny sposób. Zamiast tego Bill zaczyna przekonywać napotkanych pijaków, że są na złej drodze.
Prawdziwy początek ruchu AA zaczyna się jednak trochę później. W trakcie wyjazdu, oddalony od Lois, aby wytrwać w abstynencji, prosi o kontakt z jakimś alkoholikiem, aby móc z kimś porozmawiać. Okazuje się, że kontakt z osobą, która ma podobne doświadczenia i chce nimi się dzielić, ma ogromną siłę wzmocnienia.
Zamysł Johna Kenta Harrisona sięgał dalej niż pokazanie początków ruchu AA. Z ogromnym wyczuciem i troską o realizm oddaje dramat siedemnaście lat trwającej choroby alkoholowej i uwikłanych w nią dwójki małżonków. Piszę dwójki, bo Lois, choć nie piła, była osobą współuzależnioną od męża i jego choroby. Charakterystyczne, że matka, która na początku nakazywała jej trwać przy Billu, na łożu śmierci zwalnia ją z tego obowiązku, w obawie, że Lois strawi życie na ratowaniu czegoś, co po ludzku nie da się uratować. Ona jednak trwa: nie wiemy, na ile związana współuzależnieniem, a na ile wytrwałą miłością. Dzięki wielkiej roli Winony Rider możemy z bliska przyglądać się tym zmaganiom, wynagrodzonym stukrotnie, jak pokazuje historia Wilsonów. Fakt, że Harrison opowiada całość właśnie od jej strony i niejako jej ustami, nadaje tej opowieści dodatkowo osobisty rys wspomnienia kogoś, kto przeszedł przez piekło. Zapłaciła za to ogromną cenę, ale ocaliła, jak się wydaje, siebie i swoją miłość. Walcząc o siebie stworzyła ruch Al-Anon, ratujący rodziny i przyjaciół alkoholików. Był on w całości jej dziełem i owocem jej choroby, ale i wytrwałości.
Czy związek Billa i Lois musiał spalić się w swoim pierwotnej postaci, aby odrodzić się na nowo poprzez działanie na rzecz innych? Harrison pokazuje, że ciągle w nim pozostało napięcie między “ja” a “my”, ale dzieło życia Wilsonów i tego, że udało im się wytrwać razem, jest niezwykłe. Kto wie, jakby potoczyły się ich losy, gdyby pomimo próśb Billa, Lois odmówiła wiary w ich miłość.
Gdy miłość to za mało (2010) reż. John Kent Harrison
fot.: mafab.hu
Dodaj komentarz