Poznajmy się jeszcze raz
To jest film o tym, jak bardzo trudno godzić się nam ze stratą i przyjmować ograniczenia związane z wiekiem oraz zmianami, które przynosi życie. Francuski tytuł „La belle epoque” lepiej oddaje istotę filmu, bo odwołuje się do „pięknej epoki”, cudownego czasu w historii Europy, a jednocześnie iluzji, którą karmiły się narody na przełomie XIX i XX stulecia.
W filmie owa belle epoque to rok 1974 i pewna knajpka w Lyonie, w której Victor poznał Marianne. Czy można wrócić do tamtego spotkania i poczuć te wszystkie cudowne emocje, które wyparowały z życia po kilkudziesięciu latach wspólnego związku? Okazuje się, że tak i to wcale nie za pomocą wehikułu czasu Orsona Wellsa. Dzięki niezwykłej firmie usługowej, która tworzy na zamówienie całe plany z dowolnie wybranej epoki historycznej, każdy klient z odpowiednio grubym portfelem może przeżywać w nich swoje chwile. Dziwne? Zapewne, ale już po chwili okazuje się to równie wciągające. Nie tylko dla klientów, ale i dla widzów, którzy mogą podglądać, jak funkcjonuje ten zwariowany pomysł.
Victor, bezrobotny rysownik komiksów, całkowicie analogowy, nie odnajdujący się w nowoczesnym świecie i małżeństwie z nadążającą za duchem czasów żoną, dostaje od syna w prezencie wizytę w takim dowolnie wybranym świecie. Wybiera wieczór właśnie w świecie sprzed 40 lat. Dlaczego?
Jest w każdej terapii małżeńskiej taki moment, kiedy terapeuta pyta małżonków o to, jak się poznali. W ich odpowiedziach spodziewa się otrzymać informację o tym pierwszym spojrzeniu na partnera, które było obietnicą, tego, co będzie mógł otrzymać, jeśli się zwiąże z tą osobą. To najczęściej jest też idealizujące wyobrażenie drugiej osoby. Realne – bo na jakiejś bazie powstaje to wyobrażenie – miesza się z fantazją i potrzebą, tak ogromnymi, że z jej powodu ludzie decydują się wspólne życie we dwoje.
Victor właśnie wtedy poznał Marianne i będzie próbował poznać ją jeszcze raz. Komu nie przyszła do głowy ta słodko-gorzka myśl, dlaczego nie można wrócić do tego, jak było kiedyś? Nie tylko w małżeństwie, ale do czasów młodości i dzieciństwa. W tym pragnieniu jest zarówno rozczarowanie teraźniejszością, ale też jakieś ważne uczucie do osoby, miejsca, wydarzeń tu i teraz. Ciągle oczekujemy, że są one w stanie nam dać, to co straciliśmy.
Oglądając perypetie dwojga małżonków w równoległych światach: aktualnym i odtworzonych latach 70., oglądamy ich powolne dojrzewanie do uznania straty, przyjęcia rozczarowania – że nie jesteśmy już tacy sami: atrakcyjni, błyskotliwi, czarujący, zabawni. Co nie znaczy, że nie możemy siebie wspierać i być ze sobą.
Piszę o tym filmie z powagą filozoficznego traktatu, a tymczasem wszystko tu się skrzy dowcipem, finezją, świetnymi tekstami. Migocze i uwodzi zwrotami akcji oraz kapitalnymi zmianami scenografii. To film, który tak ważne tematy podaje z iście wyrafinowaną lekkością, humorem i ironią. Dostało się tu i ogłupiającej nas digitalizacji, i psychoterapeutom (za co ich tak filmowcy prześladują :), i filmowemu światkowi. Nie dziwi liczba nominacji do Cezarów, jak i kasowy wynik we Francji. Nie wrócicie z kina zawiedzeni.
Poznajmy się jeszcze raz (2019) reż. Nicolas Bedos
Dodaj komentarz