Zabicie świętego jelenia
To jest historia amerykańskiej rodziny, którą spotyka Niespodziewane. To Niespodziewane ma wymiar tragiczny i stawia parę małżonków – rodziców przed tragicznym wyborem, gdzie żadne z możliwych rozwiązań nie będzie dobre. Każdy wybór spowoduje, że stanie się coś nieodwracalnego, co obciąży bohaterów poczuciem klęski.
Grecki reżyser Yorgos Lanthimos już trzeci swój film poświęcił analizie bliskich relacji. Robi to z chirurgiczną precyzją, metodycznie i z wielką uważnością. To, co odsłania „Zabicie świętego jelenia” nie napawa optymizmem. To raczej satyra na współczesną, pozornie przykładną rodzinę, podana w duchu psychologicznego thrillera. Jest się czego bać, choć w filmie nie ma żadnych potwornych zjaw. Jest tylko to, co pochodzi z wnętrza bohaterów, a w zasadzie jednego z nich – Stevena, ojca rodziny. Lanthimos jak mało kto posiadł umiejętność tkania z fantazmatów, projekcji i lęków głównego bohatera historii, która dzieje się na naszych oczach.
Oto stateczny mąż i ojciec ukrywa przed swoją idealną rodziną relację z 16-letnim Martinem. Kiedy nawet go zaprasza do domu, nie wyjawia prawdy w jaki sposób go poznał. Natomiast Martin uczestniczy w jego życiu oraz jego rodziny coraz chętniej, próbując zawłaszczyć coraz więcej przestrzeni. Mamy wrażenie, że wypełnia każde wolne miejsce, jest nachalny i impertynencki.
Kiedy Steven stawia mu granicę, zaczynają się dziać rzeczy, których nie można w żaden sposób racjonalnie wytłumaczyć. Dzieci Stevena zostają sparaliżowane od pasa w dół, przestają jeść, a sam chłopak wyjawia Stevenowi, że czeka go jeszcze gorszy plan wydarzeń.
To wszystko, co oglądamy jest niezwykle spójne i przekonujące, choć nie może dziać się realnie. Wymyka się logice rzeczywistości, choć jest wewnętrznie logiczne. Można powiedzieć, że Lanthimos z całą mocą przekonuje, że świat wewnętrzny jest równi realny jak ten na zewnątrz, wystarczy go tylko zobrazować. Przyczyną tych potwornych projekcji Stevena jest poczucie winy, spychane przez niego głęboko i tajone przed bliskimi. Martin pojawia się jako ten, który unaoczni mu oraz jego żonie, że nie może od tego uciec.
Przed wielu laty Woody Alen w „Zbrodniach i wykroczeniach” przekonywał, że za popełnione haniebne czyny, inaczej niż wyrzuty sumienia u Raskolnikowa nie popchną jednostki do pokuty. Lanthimos zdaje się jednak przychylać do Dostojewskiego – nie można uciec od przeszłości, która prędzej czy później dogoni sprawcę i zażąda zdania sprawy nie tylko od winnego, ale też od jego bliskich.
Na tym właśnie polega kunszt greckiego filmowca, że widzi jednostkę jako część rodzinnego systemu. To, co się z nią dzieje, ma wpływ na cały system, co widzowie będą obserwować z zapartym tchem. Za winy ojca, zapłaci Anna i dzieci.
W tym obrazie ich małżeństwo zostaje poddane próbie, która obnaży pustkę tej relacji opartej na agresji i narcystycznej iluzji. Są obok siebie samotni, bez zrozumienia, przeciążeni skrywanymi tajemnicami i ich ciężarem. Tacy sami są też wobec dzieci, nie widząc ich dramatu, a bardziej załamanie swoich narcystycznych oczekiwań, że coś się popsuło i dzieci nie są już w stanie dawać im tej satysfakcji, co wcześniej.
W pewnym momencie Anna dostrzega, że jej mąż-kardiochirug ma piękne dłonie i dodaje z goryczą, że są one bez życia. Jego dłonie, które miały życie ratować, są dla niej martwe z powodu tego, co się stało i czego nie można uniknąć.
Jak na Greka przystało Lanthimos chętnie sięga do Eurypidesowej „Ifigenii w Aulidzie”. Tytułowa bohaterka miał zostać złożona przez ojca -Agamemnona w ofierze Artemidzie, aby przerwała ona ciszę morską. W ostatniej chwili Artemida ratuje Ifigenię i zsyła łanię na ofiarę.
W przypadku współczesnego dramatu fatum musi zebrać swoje żniwo. Błędem jest myślenie, że chodzi o zemstę Martina. On tylko objawia przeznaczenie, choć robi to zaiste demonicznie. Kiedy zostaną naruszone podstawowe prawa moralne – muszą być tego konsekwencje. W jednej z wersji mitu przyczyną gniewu Artemidy jest wina pysznego ojca Agamemnona. Steven był pusty i zapatrzony w siebie, bo musiał zostać ukształtowany jako narcyz przez innego narcyza. Za funkcję antycznego decorum można też uznać sposób filmowania i muzykę. Są one niczym chór, który komentuje spojrzeniem kamery i dźwiękiem wydarzenia, podkreślając ich wagę.
Zabicie świętego jelenie (2017) reż. Yorgos Lanthimos
Dodaj komentarz