11 marca 2014

Ona


Podziel się ze znajomymi

Ona

„Ona” to  film jak przepowiednia – oto jak będą wyglądać  związki kobiety i mężczyzny w już  wkrótce, dzięki rewolucji informatyczną-komunikacyjnej, którą przeżywamy. Choć oglądamy jakąś bliżej nieokreśloną przyszłość, za 20 czy 30 lat, to Spike Jonze (reżyser i scenarzysta) ani myśli budować futurystycznej aury poprzez niesamowite krajobrazy czy rekwizyty. Zadawala się właściwie jednym elementem: obdarza wyalienowanych bohaterów swojego filmu systemem operacyjnym w ich komputerach, który dzięki nieustannej ewolucji, zbieraniu doświadczeń i komunikacji z użytkownikami nabiera cech ludzkich.

Charakterystyczny głos Samanthy granej przez Scarlett Johansson staje się pełnoprawnym bohaterem tego filmu. Jest on tak wyrazisty (żeby nie powiedzieć pełnokrwisty), że w pewnym momencie, podobnie jak Theodoremu, przestaje przeszkadzać nam, że nigdy nie zobaczymy jego właścicielki. A przecież to tylko sztuczna inteligencja, zaprojektowana do pomocy ludziom. Porządkuje dane, prowadzi korespondencje, doradza w sprawach zawodowych i … rozmawia. Nieustannie jest gotowa do dialogu ze swoim właścicielem?, partnerem?, towarzyszem? – trudno zdefiniować tę relację jednym słowem.

Więź jaka wytwarza się między Theodore a Samanthą jest bez wątpienia pełna prawdziwych uczuć. Ten dojrzały mężczyzna, który właśnie rozstaje się ze swoją żoną, wie, co robi. Każdy, kto zobaczy pierwsze dialogi bohaterów, zrozumie, że to nie jest przypadek. Wystarczyła świadomość istnienia idealnej osoby, jakiś jej substytut (głos), aby skomplikowane życie Theodore`go rozjaśniło się pełnią uśmiechu, a jego przygnębienie zmieniło się w energię.
Nikt inny tak go nie rozumie, nie wspiera, nie jest  tak cierpliwy i dowcipny jak Samantha. „Wszystko zniesie, wszystko przetrzyma…” można by się żachnąć, choć po okresie pierwszego zauroczenia,  jak to między kochankami, przydarza się im również prawdziwy kryzys.
Można się zżymać, że miłość Theodore`go do wirtualnej postaci jest czystą fantazją filmowca. Ale skąd jej siła, sugestywność czy wręcz przekonanie, że to jednak możliwe? Kino od dawna zna przypadki ogromnych uczuć adresowanych do postaci filmowych, ale tu nawet nie ma mowy o jakimkolwiek obrazie. Przenikliwość diagnozy Jonzego polega właśnie na tym, że jak w krzywym zwierciadle widz może zobaczyć w tym filmie swoją twarz i wszystkie własne wirtualne relacje. Przecież nieustannie spotykamy w sieci ludzi, których obdarzamy także uczuciami, większości z nich nigdy nie poznając.

O realności wirtualnych związków świadczą zdrady, które doprowadzają do rozpadu realne małżeństwa, gdy nie są one w stanie udźwignąć konsekwencji tego co się stało, najczęściej bez fizycznego kontaktu. Jak się okazuje zmysły nie zawsze są potrzebne. To, co jest niezmiennie realne, to potrzeby i uczucia każdego człowieka i z nimi nie sposób się nie liczyć.

Na ile Theodore` mu udało się  je zaspokoić w wirtualnym świecie warto sprawdzić samemu. Można jednak ostatnią scenę interpretować jako nowy rozdział w umiejętności nawiązywania relacji. Wówczas doświadczenie z Samanthą miałoby realną wartość korektywną. Dzięki niemu być może uda się coś, co nie udało się z żoną.
Ona (2013), reż. Spike Jonze



Inne w tej kategorii

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję