Miłość (reż. S. Fabicki)
To jest film o dojrzewaniu do miłości i o miażdżącej sile zazdrości, która jest tu jej przeciwieństwem. O tym jak trudno jest pokonać siebie, aby odnaleźć sens wspólnego życia. Śledzimy kameralną historię, typowego, polskiego małżeństwa. Dwójka trzydziestolatków, która czegoś się w życiu już dorobiła, oczekuje właśnie na dziecko. Nic nie zapowiada dramatu, który za chwilę stanie się ich udziałem. Trauma, jaką przeżyje Maria, stanie się próbą ich miłości. Wszystko, co będzie mieć miejsce po niej, zburzy równowagę w związku. Pomimo szczęśliwych narodzin córki nic nie wróci już w stare koleiny.
Sławomir Fabicki przedstawia bohaterów, którzy doświadczają gorzkiego smaku dojrzewania swej relacji. Jak różnie postrzegają samych siebie, jak bardzo zmieniają się ich opinie o sobie pod wpływem tego, co się wydarzyło. Jak to możliwe? Pierwsze sceny pokazują troskliwego męża zakochanego w swojej żonie. Fakt, że nieco różnią się w ocenie wydarzeń wieczoru. Dopiero później można zrozumieć tę różnicę jako sygnał. Jak wiele było niewypowiedzianych słów między nimi, jak bardzo złudny jest to obraz związku, a ich kontakt i tytułowa miłość, były iluzją, którą starali się podtrzymywać obydwoje. Pomimo tego, że pełnią dorosłe role w życiu: są samodzielni i niezależni, to ich relacja nie wyszła jeszcze z fazy zauroczenia, jeszcze nie poznali siebie. Ten moment prawdy spada na nich niespodziewanie szybko. Nierównowaga postaw małżonków, którzy próbują uporać się z traumą Marii jest uderzająca. Ona, od kiedy wyznała mężowi prawdę, wie coraz bardziej czego chce dla siebie, związku i rodziny. Tomek odwrotnie, z czułego i troskliwego zmienia się nie do poznania. Zamiast uwagi i troski wobec kobiety, która właśnie urodziła ich dziecko – złość i zazdrość. Szuka przyczyn, zrzuca winę na żonę, miesza role i odreagowuje. Fabicki nie daje odpowiedzi dlaczego tak się stało. Jak to możliwe, że mężczyzna, który na rękach niesie ciężarną żonę do porodu, potrafi parę tygodni później stracić ją z oczu i odepchnąć. Może kluczem do tej zagadki jest jego relacja z matką: surową, apodyktyczną, od której nie dostał takiej miłości, jakiej doświadczył od Marii. – Kiedy zgodziłaś się być ze mną, nie mogłem w to uwierzyć – mówi Tomek. Czyżby więc w głębi nie chodziło mu o miłość do żony, a jakieś zaspokojenie własnych braków? Kiedy na tym idealnym obrazie pojawiła się rysa, mógł go tylko zniszczyć. W każdej idealizacji kryje się agresja – pisał Freud.
A Maria? O niej wiemy jeszcze mniej. Jak to się dzieje, że jest w stanie walczyć o męża pomimo tego, czego doświadczyła? Pomimo jego odrzucenia. Dla córki? Na pytanie Tomka, dlaczego nie odeszła, mówi – Mam tylko ciebie. Niezwykła rola Julii Kijowskiej powoduje, że ani na chwilę nie przestajemy wierzyć, że to możliwe. Natomiast jej wierność, dojrzałość i trwanie powoduje, że zaczyna uosabiać alegorię miłości – wszystkiemu wierzy, wszystko przetrzyma. Jakby Fabicki, chciał pokazać, że pomimo tego, co spotyka ludzi w związkach, miłość jest możliwa. Ale jest też możliwa wersja, że Maria teraz musiała zamrozić siebie, swoje emocje, aby choć na chwilę złapać oddech, aby przetrwać. I że to wszystko, co się stało: z nią i między nimi wróci, bo czy można przejść nad tym do porządku dziennego?
Film ten powstał na kanwie prawdziwej historii, która miała miejsce w Olsztynie. Na szczęście reżyser tworząc scenariusz odszedł zdecydowanie od pierwowzoru wydarzeń. Powstał moralitet o trudnym dojrzewaniu związku. Jego wartość jest uniwersalna. Niekoniecznie w każdym małżeństwie musi przytrafić się trauma. Można być jednak pewnym, że prędzej czy później trzeba będzie zmierzyć się z prawdziwym obrazem swego partnera i oczekiwań wobec niego.
Miłość (2013) reż. Sławomir Fabicki
Dodaj komentarz