Młodość
W rozmowie rozpoczynającej „Młodość” pada porównanie królów do małżonków. „Są tacy bezbronni. Jedna osoba znika i nagle cały świat ulega zmianie”– mówi – Fred Ballinger, emerytowany kompozytor i dyrygent, odmawiając występu dla brytyjskiej królowej. To zdanie rzuca światło na jeden z czołowych wątków, który jest kluczem do zrozumienia postawy tego bohatera. Ostatni film Paolo Sorrentino, jak zwykle u tego twórcy, porusza tak wiele tematów, że trudno je objąć w zwykłej recenzji. Zgodnie z przesłaniem tego bloga skupię tylko na jednej kwestii – małżeństwie właśnie. Mamy okazję przyglądać się dwóm związkom: Freda Ballingera oraz jego córki.
Żeby być precyzyjnym, w filmie oglądamy to, co po tych związkach zostało, bo obydwa już nie funkcjonują. Małżeństwo Leny rozpada się wskutek zdrady męża. Jest ono tylko dopełnieniem historii ojca, pewnym gorzkim kontrastem dla jego małżeństwa. Związek Leny nie przetrwał próby czasu, nie oparł się kryzysowi wieku średniego, nie zaowocował dziećmi i jest smutnym świadectwem, że współcześni młodzi nie potrafią wytrwać w trwałej relacji, seksualizując obsesyjnie przyczyny rozpadu.
Związek Freda jest do niemal ostatnich chwil owiany tajemnicą. Pomimo zarzutów córki do ojca o liczne zdrady matki, o koncentrację na sobie i muzyce, o brak czułości, wraz z rozwojem fabuły widać, że to ciągle nie wszystko o jego związku z Melanie. Okrywa go jakiś sekret, który niczym mgłę, trudno przeniknąć i zrozumieć. Okazuje się, że ten ujmujący egocentryk odmawia koncertu brytyjskiej królowej z powodów, które mówią o ciągle trwającej sile uczuć do żony. A przecież nie odwiedza jej od 10 lat, pomimo nalegań córki. Dopiero po wizycie u niej w Wenecji reżyser odsłania prawdę, która wydaje się porządkować wszystkie decyzje muzyka i oddaje jego dramat.
Na wszelki próby zaproszenia Ballingera do udziału w życiu odmawia on z niewzruszoną konsekwencją. Lena zarzuca mu apatię, zarządza kompleksowe badania, ale trudno jej się dziwić, skoro ojciec odrzuca propozycję z Londynu, Francuzom, którzy się palą do napisania jego wspomnień – każe czekać, by po paru dniach nie dać żadnych nadziei. Nie pisze, nie komponuje, nie prowadzi orkiestry. Oświadcza, że jest na emeryturze, co jest formą ukrytej rezygnacji z życia. Zabija swój czas solidarnością z przyjacielem – Mickiem, który jak się okaże ma go coraz mniej, by skończyć opus magnum – swój ostatni film. To właśnie przez kontrast z Mickiem i jego gorączkowymi staraniami widać, jak bardzo Ballinger odwraca się od życia.
Sorrentino osadzając akcję filmu w ekskluzywnym szwajcarskim sanatorium, gdzie wszyscy goście przybywają, aby pokonać lęk przed starzeniem, wzmacnia efekt nieuchronności przemijania. Bo przecież wiemy, że nikt mu się nie wymknie, że każdy mu podlega i jest bezradny, pomimo tego jakich by nie wydał pieniędzy na zatuszowanie zmian, które go dotykają.
Ballinger wydaje się wobec tego obojętny, próbuje zachować dystans. Jego zdaniem rola, jaką przypisuje się emocjom, jest przesadzona. To tylko jednak unik, maska, pod którą kryją się ogromne uczucia do żony, którą stracił. Skoro już nie może być z nią, wszystko straciło sens, nawet muzyka. Jest w stanie jedynie szeleścić papierkiem od cukierka, tyle pozostało z dawnego kompozytora. Oglądamy człowieka pogrążonego w żałobie, który niezwykle sprawnie ją ukrywa i zaprzecza. Odcina się od tych uczuć, bo strata jaką przeżywa, jest zbyt trudna do uniesienia. Łatwiej jest niszczyć dobro i piękno, jakie tworzył przez sztukę. To zniszczenie jest wściekłością jaką biernie wyraża w swoim wycofaniu. Ballinger utknął w swojej żałobie na etapie złości wyrażanej w taki sposób, że zblokowało to jego chęć życia.
Sorrentino celowo gmatwa narrację, nie odsłania wszystkich kart. Na tym polega kunszt tej opowieści, że do końca nie wiemy, co się wydarzyło między Fredem a Melanie. Monolog jaki wygłasza on do żony w Wenecji jest kwintesencją tej szczególnej wspólnoty doświadczenia, jaka może zrodzić się w związku pomimo bólu i zranień w życiu razem. Oczywiście można dyskutować, czy ich życie było „Prostą pieśnią”, choć słowa wyśpiewane w finale filmu przez Sumi Jo, której usta nakładają się na usta Melanie, mają ogromną siłę przekonywania.
Młodość (2015) reż. Paolo Sorrentino
fot. The Telegraph
Dodaj komentarz