Moje córki krowy
To nie jest film o małżeństwie sensu stricte, ale warto na niego spojrzeć także przez taki pryzmat. Opowieść Kingi Dębskiej (reżyserki i scenarzystki), zaczerpnięta z osobistych doświadczeń, niezwykle głęboko i mocno odsłania sekrety współczesnej polskiej rodziny. Oglądamy ją w chwili najtrudniejszej – kiedy członkowie rodziny mierzą się z jej faktycznym rozpadem. Bo przede wszystkim jest to film o umieraniu rodziców oraz o relacjach dwóch sióstr, które będą musiały zmierzyć się z tą perspektywą. Starsza, Marta, jest aktorką, wydaje się osobą, której udało się osiągnąć w życiu jakąś pozycję. Jest też głową rodziny, z której pochodzi. To ona ratuje sytuacje, opiekuje się rodzicami i podejmuje najważniejsze decyzje. Jej życie osobiste nie wygląda najlepiej – samotnie mieszka z dorosłą córką, w związkach nie ma szczęścia. Młodsza, Kasia to nauczycielka, utrzymująca męża, mieszkająca w domu rodziców i chętnie korzystająca z ich pomocy. Infantylna i niedojrzała, kiedy dowiaduje się o beznadziejnej diagnozie matki, jak dziecko pyta czy wszystko będzie dobrze. To, co się dzieje w ich życiu, kiedyś określano jako dopust Boży. Najpierw matka zapada w śpiączkę na skutek pęknięcia tętniaka, a kilka dni – tygodni później ojciec otrzymuje diagnozę nowotworu złośliwego mózgu.
Sukces tego filmu polega przede wszystkim na umiejętności opowiedzenia tej dramatycznej historii. Jest to zrobione w rzadkiej jak na polskie kino tragikomicznej tonacji, gdzie śmiech miesza się ze wzruszeniem i łzami. Bo choć to film o odchodzeniu, to właśnie ten moment w życiu rodziny odziera wszystkich z masek i złudzeń. Potwierdzają oni swoje role z całą mocą, aż do granicy śmieszności.
Kluczową postacią jest ojciec, „dobroduszny tyran”, który pogardliwie ocenia wszystkich i wszystko. Jego reakcja na chorobę żony jest znamienna – „bez niej nie dam rady”. I faktycznie – potrafi żyć tylko na koszt innych. Wymaga nieustannej opieki, rewanżując się tytułowymi „krowami” wzbogaconymi w rozliczne, cierpkie epitety. Córki traktuje z wyższością i użytkowo, to on jest panem sytuacji. Używają karkołomnych sposobów, aby go zaprowadzić do lekarza czy gdzieś dowieźć. Owszem, można na karb choroby zrzucić część jego zachowania, ale to właśnie w słabości potwierdza się jego podstawowy mechanizm. Zachowuje się jak rozkapryszone dziecko, niezdolne do rozumienia i współczucia innym, skupione wyłącznie na sobie. O jego relacji z żoną możemy wnioskować tylko nie wprost, skoro tak traktuje córki. Co nieco odsłania Marta, która zwierza się matce, że znała w dzieciństwie jej sekret zdrady męża, ale nie chciała go ojcu powiedzieć, bo bała się tego, co on zrobi.
Drugie małżeństwo to związek Kasi i Filipa. On wiecznie poszukujący pracy, ona smutki topi w alkoholu, robi mu awantury, co nie przeszkadza jej na seks, spędzający sen z powiek innym domownikom. Im lepiej ją poznajemy, tym bardziej widać jak z jednej strony podporządkowuje swoje życie mężowi, rezygnując z siebie lub użytkowo traktuje bliskich, podobnie jak ojciec. To ona myśli o ubezwłasnowolnieniu go, żeby zabezpieczyć majątek, a choroby rodziców nie są żadnym przeciwwskazaniem do rezygnacji z wycieczki do Egiptu. W końcu zostanie Marta, określana jako córeczka tatusia, choć to Kasia potrafi lepiej korzystać z innych.
Trzeciego związku nie ma. To małżeństwo, które mogłoby być, gdyby Marta potrafiła opuścić swój dom, przewartościować toksyczną relację z ojcem z odpowiedzialności za niego ku autentycznemu kontaktowi i byciu razem. Kompleks Edypa – dziecięca fantazja o związku z ojcem, którą Marta odsłania we wspomnieniach, realizuje się tu książkowo. Kończy wspomnienia myślą, że to ojciec jest mężczyzną jej życia i nie jest to niestety dowód jej dojrzałości, bo z nim nigdy nie stworzy związku, którego tak pragnie i potrzebuje. Co ciekawe, jest w jakiś sposób tego świadoma. Podejmowała próby zmiany, ale z powodów, których nie poznamy , nie udało się jej tego odmienić.
Kinga Dębska kończy swój film ciepłym, familijnym akcentem wspólnej podróży. Coś na otarcie łez, coś jak marzenie – tak mogłoby być, gdyby nie było tak jak było. Jej niezwykle lekki i pogodny sposób opowiadania o sprawach najtrudniejszych pozwala przyjąć ten smutny w istocie rzeczy portret polskiej rodziny.
Moje córki krowy (2015) reż. Kinga Dębska
Dodaj komentarz