Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie
Najnowszy film Paolo Genovese sprawia, że można się poczuć niepewnie, kiedy się pomyśli o swoim małżeństwie czy związku. Jak przekonuje nas plakat tego obrazu, każdy ma trzy życia: publiczne, prywatne i sekretne. To ostatnie jest pilnie skrywane, ale „Dobrze się kłamie…” jest właśnie o tym, co się stanie, gdy sekrety ujrzą światło dzienne.
Oto w pewien letni wieczór, w Rzymie spotykają się trzy małżeństwa plus jeden singiel właśnie rozpoczynający związek, aby zjeść wspólnie kolację. Być może pretekstem jest zaćmienie Księżyca, na które co i raz spoglądają z balkonu apartamentu gospodarzy. To rzadkie zjawisko – zaćmienie właśnie – nabiera symbolicznego charakteru. Bo gdzieś między sałatkami i przystawkami, pada prowokacyjny pomysł gospodyni – Evy. Skoro wszyscy wiedzą o sobie wszystko jako przyjaciele i małżeństwa, niech zgodzą się na wspólne odczytywanie smsów i mailów przychodzących w czasie wieczoru, a rozmowy będą prowadzić w trybie głośnomówiącym. Tak więc tego wieczoru dotychczasowa zasada sekretnego życia zostaje zawieszona, zasłonięta niczym Księżyc przez cień Ziemi.
To jest moment, kiedy każdy widz może zrobić własny rachunek sumienia, jak zniósłby, kiedy jego połączenia i wiadomości stałyby się jawne, jak również gdyby podobnie stałoby się z jego przyjaciółmi i współmałżonkiem. Wieczór w mieszkaniu Evy i Rocco od tej pory zamienia się w rozpędzający się pociąg, który gna trudno wyobrażalnym kierunku. Scenarzyści i reżyser zadbali o to, aby kolejne odsłony tej kolacji przyjaciół z każdą butelką wina i daniem wirowały coraz szybciej i wnosiły coraz bardziej zaskakujące zwroty akcji. Raz śmieszne, raz wzruszające, serwowane niczym gniocchi, kwiaty cukinii w cieście czy sos z kaparów i oliwek, które smakują bohaterowie tej opowieści.
Mamy okazję przekonać się, że nie ma żadnego związku w tym towarzystwie, które by nie miało czegoś do ukrycia. Nie tylko przed innymi, także przed sobą. I jest to jakaś głęboka prawda o realności bycia w związku. Już Carl Gustaw Jung pisał o tym, że w naturze człowieka jest maskowanie swoich zachowań i pragnień, ukrywanie ich przed oczami innych. To służy przede wszystkim samej jednostce, która mogłaby nie unieść swojego zintegrowanego obrazu. Podobnie dzieje się w małżeństwie. Amerykański nestor terapii małżeństw, Arnold Lazarus uznał za małżeńskie mity przekonania, że szczęśliwe małżeństwo wymaga całkowitego zaufania oraz jeśli dręczy cię poczucie winy, przyznaj się do wszystkiego.
Całkowite zaufanie jest jak całkowite zaćmienie, można by sparafrazować Lazarusa. Partnerzy wówczas mogą uznać siebie za swoją własność, a nade wszystko zapomnieć, że ich druga połowa, to słaby i błądzący człowiek. Głębokim pragnieniem jest, aby nasz współmałżonek był niezłomny i ze stali. W tę pułapkę wpadają właśnie bohaterowie filmu „Dobrze się kłamie…”, czego skutki możemy obserwować na ekranie. Kiedy uznajemy, że nasz życiowy partner może znieść każdą prawdę o nas, to zakładamy, że jest właśnie ze stali i wszystko wytrzyma.
Oczywiście warto zadać pytanie skąd w związku pojawia się taka chęć ujawnienia skrywanej długo prawdy. Najczęściej z poczucia winy. To dlatego niejednokrotnie małżonkowie sami informują o swoich zdradach lub doprowadzają do sytuacji, w których wszystko staje się jasne. Nie są w stanie unieść tego ciężaru, dylematu co zrobić, jak skończyć np. romans. A tymczasem jedynym rozsądnym rozwiązaniem, który może pozwolić czasem uratować małżeństwo, jest uniesienie odpowiedzialności za to co się stało w samotności lub wyznanie poczucia winy innej zaufanej osobie.
W przypadku bohaterów Genovese mamy figurę poczucia winy jeszcze bardziej złożoną. Bo cała gra w wieczór przyjacielsko-małżeńskiej jawności można rozumieć jako chęć uwolnienia się od poczucia winy, kiedy okaże się, że inni są podobni w tym, co robią swoim współmałżonkom. A skoro wszyscy przyjaciele tak robią, to można mieć przekonanie, że taka jest norma.
Niezwykłą zaletą tego filmu jest sposób podania tych gorzkich prawd. Opowieść płynie lekko i wartko, niczym musujące wino. Reżyser bierze też w nawias końcowym akcentem wszystko, co wydarzyło się tego wieczoru. Zaćmienie księżyca kończy się i znowu jaśnieje on na niebie pełnym blaskiem. Może więc w czasie kolacji nikt nie grał w oglądanie czarnych skrzynek smartfonów i spektakl ujawnionych małżeńskich tajemnic to tylko czyjaś fantazja? Sen nocy letniej…
Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie (2016) reż. Paolo Genovese
Dodaj komentarz