Nad złotym stawem
Jeśli zastanawialiście się kiedykolwiek nad pytaniem, dlaczego domeną dziadków jest rozpieszczanie wnuków, to dzięki temu filmowi można przybliżyć się do odpowiedzi. „Nad złotym stawem” to film także o tym, jak dzięki wnukom rodzice mają szansę naprawić relacje z własnymi dziećmi, tymi już dorosłymi. Mark Rydell pokazuje ten tajemniczy skrypt czy nieświadomy scenariusz. Często tkwi on w wielu rodzinach, przenika je i w jakiś sposób unieruchamia, nie pozwalając na rozwój relacji między bliskimi sobie przecież ludźmi.
Tym razem możemy podglądać życie sędziwych małżonków Ethel i Normana. Spędzają oni wakacje nad tytułowym „Złotym stawem” – pięknym akwenem jednego z wielkich jezior na granicy Kanady i Stanów. Odwiedza ich córka, która niespodziewanie zjawia się ze swoim partnerem oraz jego nastoletnim synem. Relacje między ojcem i córką nie należą do udanych. Mówiąc wprost, są beznadziejne, co skutkowało rzadkimi wizytami Chelsea w domu rodzinnym. Dlaczego tym razem Chelsea podjęła ryzyko spotkania i wystawienia się na zrzędliwo-ironiczne uwagi ojca? Nie wydaje się, że chodzi tylko o znalezienie opieki dla nastolatka na czas pobytu Chelsea i jej partnera w Europie. Przez skórę czuć, że idzie o jakąś próbę nawiązania zerwanego kontaktu.
To, w jaki sposób stetryczały Norman przeobraża się w przewodnika i kompana dla nastolatka, budzi zdumienie. Jak to się dzieje, że ten pan pod osiemdziesiątkę, który jeszcze kilka dni wstecz miał problemy z pamięcią, tryska energią i werwą w łapaniu pstrągów, trenuje młodego w skokach z trampoliny, a nawet daje mu spróbować samodzielnego prowadzenia motorówki. Ta relacja nie jest jednostronna. Czuć tam prawdziwą więź, której Norman nie potrafił stworzyć z Chelsea. I widać to jak na dłoni: im bardziej nie potrafił z córką, tym bardziej umie z jej przyszłym pasierbem. Jakby chciał coś wynagrodzić w zastępstwie. Jakby przenosił skrywane uczucia do Chelsea na młodego i cieszył się tym jak dziecko, że może być idealnym ojcem, którym nie był: autorytetem, kumplem i przyjacielem.
Dlaczego tak się dzieje, jak ta przemiana jest możliwa? Matka tłumaczy zazdrosnej o względy ojca Chelsea, że on zawsze ją kochał, ale nie potrafił tego wyrażać. Robił to jak wielu ojców językiem wymagań i oczekiwań, także wtedy gdy była już w pełni dorosłą i niezależną osobą. Wydaje się, że gdyby tego uczucia nie było, to Norman nie miałby siły wydobyć się ze swojej skorupy arogancji i ironii. Potraktowałby obecność chłopaka jako jeszcze jeden kiepski pomysł córki. To dzięki temu uczuciu właśnie, jest w stanie wykonać swoje salto do tyłu: usłyszeć i przyjąć prośbę córki o zawieszenie broni. O próbę normalności także w ich relacji. Czy to się uda – nie wiadomo, ale bez wątpienia następuje jakiś przełom. Dzięki temu, że Norman doświadczył dobrej relacji z czternastolatkiem, mógł w dorosłej córce zobaczyć dziecko, któremu odebrał siebie, jako dobrego ojca.
Mało widziałem filmowych portretów małżeństwa w tak ciepłej i realistycznej zarazem tonacji. Starość zagrana przez Henry`ego Fondę i Katharine Hepburn pomimo tego, że nie szczędzi dowodów na zniedołężnienie, gderowatość i strach przed śmiercią, może ujmować jednocześnie swą witalnością i mądrością. To niezwykłe złożenie, które rzadko kiedy można wręcz doświadczyć, dzięki aktorstwu najwyższej próby. Zamiast obaw przed podeszłym wiekiem, otrzymujemy radosny obraz, skrzący się lekkim dowcipem i zachwytem nad życiem w każdym jego przejawie. Coś jak marzenie o emeryturze.
Nad złotym stawem (1981) reż. Mark Rydell
Dodaj komentarz