Przed północą
„Przed północą” to film o małżeństwie w czasach ponowoczesnych i oczekiwaniach jakie do niego można żywić. W zasadzie więc nie o małżeństwie, a o jego ponowoczesnej wersji – wolnym związku, w którym żyją obecnie bohaterowie poprzednich dwóch filmów Richarda Linklatera.
Jesse i Celine, których znamy z „Przed wschodem słońca” i „Przed zachodem słońca”, są ze sobą od lat dziesięciu i dorobili się pary ślicznych bliźniaczek. Nie podjęli decyzji, aby w jakikolwiek sposób swój związek ogłaszać za zawarty. Kwestia ślubu jest symptomatyczna, bo pojawia się niby anegdota, kiedy to bliźniaczki, każdą bajkę oglądaną w TV kończą z okrzykiem nadziei: teraz będzie ślub. Kiedy Celine wspomina to przy okazji zwiedzania kaplicy, pojawiło się we mnie pytanie, czego to wyraz: tylko dziecięcej wyobraźni czy nieświadomych pragnień Celine, która jak wiele kobiet w obecnych czasach nie odważa się „dla dobra związku” prosić i oczekiwać ślubu? Może trudno jej przyznać się do tego, jest wszakże kobietą nowoczesną, sympatyzującą z feministycznymi poglądami epoki.
Małżeństwo czy związek, prawidła gry nie zmieniają się. Celine i Jesse`go dopadają wszystkie bolączki, tych, którzy odważyli się być ze sobą na stałe. To wręcz zaskakujące, bo pierwsza część filmu ledwie zapowiada burzę, która ma nadejść przed tytułową północą. Nasi bohaterowie spędzają wakacje w słonecznej Grecji, u przyjaciół. Właśnie Jesse pożegnał swego syna z pierwszego małżeństwa na lotnisku, wracają do swego letniska żywo dyskutując nad propozycją zmiany pracy przez Celine.
Wieczór to uczta platońska wśród przyjaciół, gdzie zgromadzone pary niczym greccy filozofowie prezentują swoje doświadczenia i poglądy na naturę damsko-męskich relacji. Każdy ma prawo głosu. Słuchamy więc najmłodszych – wnuka gospodarza i jego partnerki, którzy nie wierzą w jakąkolwiek trwałość związków. Ariadni – wypowiada mocne rozliczenie ideału bratniej duszy – kogoś kto przyszedłby i nas wypełnił, oszczędził od dbania o siebie samego. W zasadzie gospodarz domu, sędziwy Patrick myśli podobnie, tłumacząc wnukowi, że tajemnica jego wspólnego życia z babcią było osobne życie we dwoje: Nigdy nie byliśmy jedną osobą, zawsze dwiema, woleliśmy, żeby tak było.
Brzmi to jak echo niemieckiego terapeuty Jurga Willego, który twierdził, że w związkach trwa nieustająco ponawiane, raniące oczekiwanie , aby partnerzy dawali sobie to, czego w życiu sami nie otrzymali, najczęściej w rodzinie pochodzenia. Ba, w ten sposób ludzie się właśnie dobierają, aby zagwarantować sobie tę rekompensatę, idealizując swych wybranków. Szczęśliwy związek, to ten, który tworzą dwie odrębne, samodzielne, choć wspierające się osoby.
Nie sposób przytoczyć zdania wszystkich uczestników tego spotkania. Skrzy się ono wieloma, dowcipnymi i głębokimi wątkami. Niewątpliwie pogodny nastrój słonecznego popołudnia zakłóca zgrzyt, kiedy to Celine ogłasza wszystkim, że Jesse chciałby, aby ona nie przyjęła propozycji nowej pracy w Paryżu, a przeprowadziła się z nim do Chicago, gdzie mieszka jego syn. Temat wraca jak bumerang i czuć już, że ten bumerang zwiastuje narastające napięcie. Celine i Jesse próbują się wymigać z prezentu od przyjaciół – noclegu w ekskluzywnym hotelu, jakby podejrzewali, że noc tylko we dwoje skończy się eksplozją napięcia.
Jeszcze ich spacer do miasteczka jest wdzięczną grą „czy kochasz mnie jeszcze”, wspomnieniami i dywagacjami na temat długości wspólnego życia razem. Linklater pokazuje jednak symboliczną zmianę. Kto oglądał pierwszą część tego tryptyku zauważy, że tym razem bohaterowie nie całują się na tle zachodzącego słońca. Obserwują je jedynie, odliczając jego zniknięcie. Zamiast namiętnie wyrażanych uczuć – obserwacja. Przyjemne studiowanie natury.
Ale przyjemny nastrój pryśnie jak bańka, gdy do Celine zadzwoni Hank, syn Jesse`go. Ma ona z nim świetny kontakt, którego nie ma Jesse. On widzi same straty, jakie stały się za sprawą jego wyborów: rozwodu, przeprowadzki do Europy i braku kontaktu z synem. Nie potrafi uporać się konsekwencjami tych wyborów, relacja z synem ciągle go boli, zakłóca związek z Celine i jest w stanie wystawić go na próbę. Jesse subtelnie wywiera presję na zmianę, chce „tylko” porozmawiać na temat „możliwości” przeprowadzki całej rodziny do Ameryki i wywołuje istną burzę.
Celine walczy z pasją o swoje prawo do skorzystania z szansy jaka jej się przydarza, zamiast pogrzebać ją w przeprowadzce. Walczy na oślep, oceniając i smagając ironią. Dysponuje jednak ciężkimi argumentami. Poznajemy więc samotność matki wychowującej dzieci, która nie wierzy w swój instynkt macierzyński. W cudowny sposób obnaża brak współodpowiedzialności za domowe sprawy oraz nierównowagę w opiece nad dziećmi – mężczyźni ciągle wierzą w magię i w to, że to małe wróżki zbierają ich brudne skarpety. W końcu ujawnia zdradę Jessa…
Wiele w tym filmie damsko-męskich klisz, w których Linklater obsadza swych bohaterów, świadom, że każdy związek musi się zmierzyć na swój sposób i wytrzymałość z odwiecznymi tematami wspólnej egzystencji. Jak na dłoni widać, że ci dojrzali, choć ciągle zapatrzeni w swoje młodzieńcze ideały ludzie, mają właśnie kłopot, aby nie obciążać drugiej strony odpowiedzialnością za własne wybory. Odżegnują się od wielkich uczuć, a jednocześnie Celine ciągle szuka przejawów romantyczności w ich dzisiejszym życiu, a Jesse stara się jej pragnienie zaspokoić.
Nie zamierzam powiedzieć, jak kończy się ta awantura, która z siłą katharsis przechodzi przez ich związek. Jeszcze ciekawsze wydaje się pytanie, jak będzie dalej? Czy zostaną razem, czy osobno? Jeśli razem, to czy Jesse weźmie na siebie współodpowiedzialność za ich rodzinę, czy też Celine, zadeklarowana feministka, zgodzi się na kontynuację patriarchalnego modelu swojej rodziny? Zapewne już coś z finału rozmowy widać, ale Linklater kontynuując swój niezwykły cykl za kolejne 8-9 lat będzie miał możliwość pokazać zupełnie nową odsłonę tego jakże typowego jednak związku.
Przed północą (2013) reż. Richard Linklater
Dodaj komentarz