Wszystko albo nic
Mike Leigh jest mistrzem obserwacji codziennego życia. Nie interesują go hollywoodzkie plany i wielkie historie. Wręcz odwrotnie, pracuje w tym, co wydawałoby się wszyscy znamy, w historiach zwyczajnych ludzi, którzy mieszkają za ścianą, a może jesteśmy nimi sami.
„Wszystko albo nic” to jeden weekend z życia londyńskiego przedmieścia. Phill i Penny – małżeństwo- niemałżeństwo (on nigdy się nie oświadczył – mówi Penny) z dwójką dorosłych dzieci. Ich znajomi, sąsiedzi, praca, dom. Zwykłe, szare życie, szarzy ludzie – zmęczeni, nieurodziwi, nad czym tu przystanąć? Po chwili widać, że Leigh pokazuje, jak ta szarość rozkłada się na spektrum coraz to bardziej zróżnicowanych barw. Phill jest taksówkarzem, który uprawia grę pozorów: przed sobą, żoną, dziećmi. Pracuje, ale nie zarabia, omija agresję syna, z żoną – nie ma kontaktu. Penny – ciągle napięta jak struna, trzyma wszystko na sobie, choć to drobna i niepozorna kobieta. Pracując jako kasjerka w supemarkecie, utrzymuje dom. Ciągle strofuje Rory`ego, który w odróżnieniu od córki, nie podejmuje żadnej pracy ani nauki, jest opryskliwym, zalegającym dniami na kanapie osiłkiem z potężną nadwagą.
Kto liczy na kino przyjemne, temu odradzam, choć ten film ma niezwykłą siłę przyciągania. Zapewne dzięki znakomitemu aktorstwu i mozolnej pracy całej ekipy, która przez pół roku improwizowała wokół postaci, zanim Leigh nie zaczął sklejać z tego jednej historii. Otrzymujemy dzięki temu spojrzenie bliskie życiu i wiarygodne, rozpisane nie tylko na wspomnianą rodzinę, ale też na ich sąsiadów, postaci nakreślone równie wnikliwie i przekonująco.
Opowieść o tej rodzinie toczy się bezwolnie, dopóki syn Philla i Penny nagle nie zachoruje. Jak w soczewce widać, że ta obumierająca, skostniała zmęczeniem sobą rodzina budzi się z letargu. Choroba Rory`ego jest jak piasek w tryby tej starej maszyny, choć potrzebę zmiany Phill, dotąd pasywny i wycofany, reflektuje jakby chwilę wcześniej. Nie wiemy czy podzieliłby się z Penny swoją refleksją, ale po wizycie w szpitalu, rozmawiają ze sobą po raz pierwszy. O tym, co ich dotyka, jak siebie widzą i odbierają. W końcu o swoim związku. To wtedy Phill pyta o miłość, „bo musi wiedzieć„. Wszystko mu mówi, że to już koniec, ale chce sprawdzić, może nie dowierza sobie. Phill, którego filozoficzne usposobienie irytuje czasami, wypowiada wówczas tytułowe „wszystko albo nic”. „Dopóki mamy siebie – mamy wszystko, kiedy nie mamy siebie – nie mamy nic”. I nie sposób nie dać wiary tym słowom . Po raz pierwszy widzimy jak Phill i Penny obejmują się, całują i obdarzają czułością. Już bez słów, ale jakże wymownie.
Rano, kiedy usiądą przy łóżku Rory`ego, ich twarze będą odmienione, pełne nadziei, choć Leigh nie buduje prostych odpowiedzi. Czy uda im się przekuć ten trudny moment w życiu, na swoją korzyść? Czy będą potrafili rozmawiać, dbać o swoją relację, zmieniać siebie? Chcielibyśmy, ale jak to możliwe? I to jest moment, w którym Leigh nas opuszcza, choć – jak mówił w jednym z wywiadów – zależy mu, aby widz po filmie nadal rozmyślał nad losami jego bohaterów. Pytanie o bohaterów dotyczy w końcu każdego, kto zdecydował się budować relację w związku.
Wszystko albo nic (2002) reż. Mike Leigh
fot.: cinenews.be
Dodaj komentarz